Społeczność ekonomistów jest zaniepokojona jakością ustawodawstwa i jego egzekwowania. Taki sygnał wysyłamy na forum Polskiego Towarzystwa Ekonomicznego, bo my, zwykli ludzie i przedsiębiorcy, zwłaszcza MŚP, ponosimy konsekwencje. Tym oświadczeniem prof. Szefowa PTE Elżbieta Mączyńska otworzyła debatę w Parlamencie Europejskim. Nowe wyzwanie legislacyjne odbyło się na stronie Towarzystwa Warszawskiego w ramach czwartkowego seminarium ekonomistów.
Czy jest to możliwe i jak wpływać na jakość unijnych i krajowych procesów legislacyjnych? Wybory nowych eurodeputowanych uznano za dobry czas na przedyskutowanie tej ważnej dla opinii publicznej kwestii. Lata badań nad niewypłacalnością przedsiębiorstw w Szkole Głównej Handlowej dają jasno do zrozumienia – jako profesor. Mączyńska – Gdyby jakość prawa była lepsza, nie doszłoby do śmierci wielu przedsiębiorców. Ma to związek z realną kwestią ochrony wierzycieli, którą obecnie badają naukowcy ze Szkoły Głównej Handlowej. Jeśli prawo jest wadliwe lub słabo egzekwowane, nie istnieje i nie będzie istnieć. Profesor zasugerował, że być może leczenie na dole nie wystarczyło, a leczenie na górze też nie wystarczyło. W naszym przypadku górą jest UE, potem polskie prawo.
Paneliści, prawnicy – profesorowie. Ewa Łętowska (Instytut Nauk Prawnych PAN) oraz prof. Stanisław Sołtysiński (Kancelaria Sołtysiński Kawecki & Szlęzak) oraz Ekonomista – prof. Stanisław Kasiewicz i dr Lech Kurkliński (obaj ze Szkoły Głównej Handlowej) szukają odpowiedzi na pytanie: Dlaczego prawo w naszym kraju jest złe? Poruszają kwestię paragrafów UE, ale nie tylko. Istnieje wiele innych powodów, ale jednym z najważniejszych jest krajowy system legislacyjny UE.
Realizacja, czyli „Przede wszystkim nie mamy armat”
– Prawo jest złe, bo przede wszystkim prawa unijne są słabo egzekwowane – mówi profesor. Łętowskiej. Wyjaśniła: „System prawny krajów UE nie jest hierarchią ustawioną na szczycie w formie piramidy. Jest to system policentryczny, tzn. niektóre kwestie i kwestie są regulowane na poziomie krajowym, a niektóre na poziomie UE. W żadnym wypadku nie każdy obszar zarezerwowany dla swobody regulacyjnej dla ustawodawców krajowych jest jednocześnie regulowany na szczeblu UE. Jeśli zostanie zaimplementowany, najważniejsze jest znalezienie współistnienia zakresu. To są trudne rzeczy, ponieważ są to sprawy zawodowe. Kiedy idziesz do dupka krawca i twój garnitur jest źle skrojony, dotyczy to nas – jeśli chodzi o egzekwowanie prawa europejskiego. Jest wiele przykładów…
Profesor Łętowska, pierwsza rzecznik praw obywatelskich i była sędzia Trybunału Konstytucyjnego, publicznie bez rewizji powiedziała: prawo unijne jest właśnie takie, z wszelkiego rodzaju grzechami. Jedyny problem polega na tym, że nasza rzeczywistość będzie pełna mleka i miodu, jeśli możliwości, które prawo UE naprawdę pozostawia dla krajowych swobód legislacyjnych, będą wykorzystywane przyzwoicie i właściwie. Po prostu nie możemy tego zrobić. Przychodzi mi na myśl komentarz… Po pierwsze, nie mamy armaty.
Ponadto, dodał profesor, lobbing rozkwitł i pochłonął nasze życie legislacyjne. Uderzającym przykładem są kontrowersje wokół uboju rytualnego. UE zapewniła, że poszczególne kraje będą nadal swobodnie regulować kwestie związane z takim ubojem na potrzeby gmin i społeczności lokalnych, ale nie na eksport. Dlatego jest to słuszne uznanie. Ale – podkreślił – chodzi o interesy lobby mięsnego – rytualny ubój odbywa się pod pozorem wolności religijnej, a mięso jest bardzo lukratywnie eksportowane na Bliski Wschód. Próbując to powstrzymać, niektórzy krzyczeli, że zakaz tej masakry jest objawem antysemityzmu.
Słabe egzekwowanie prawa unijnego i – jak to ujął profesor – naiwne przekonanie UE, że jeśli dużo regulacji w sposób przymusowy i wymaga koordynacji, to jest dobre, UE jest zalana przepisami.
– Regulacje stają się coraz większą przeszkodą dla polskiej gospodarki – mówi profesor. Kasewicz. Oczekuje się, że od kryzysu w połowie 2007 r., który napędza regulacje jak każdy kryzys, minęło tyle lat, że problem ten będzie mniej dotkliwy. Niestety. Nasz wspaniały Sejm uchwalił w 2013 roku blisko 170 ustaw, a do końca maja tego roku było ich 80 – żeby wymienić profesorów. W ciągu 4 lat pełnienia funkcji Przewodniczącego Komisji Europejskiej E. Barroso uwzględniono ponad 600 aktów prawnych i ponad 2000 różnych rodzajów ustaw i rozporządzeń. Jak widać, ta machina legislacyjna działa bardzo szybko, a najwyższa fala regulacji pochodzi z UE. W oczach profesorów ekonomistów przeregulowanie jest bardzo bolesne i co najważniejsze wiąże się z kosztami, które badania pokazują, że są wysokie. To z kolei prowadzi do zmniejszenia wydajności i konkurencyjności. Profesor twierdzi, że zamiast opracowywać ambitne strategie i nowe modele biznesowe, menedżerowie instytucji finansowych i korporacji zastanawiają się, jak najlepiej konkurować na globalnym rynku, a tak naprawdę skupiają się na dostosowaniu swoich firm do nowych przepisów. Zmiana tej sytuacji wymaga najpierw zmiany naszej koncepcji UE. Profesor Kasiewicz określa to dobitnie, a nie niegrzecznie. Według niego mają dwa filary: wyciągnięcie jak największej ilości z unijnej kasy i jak najdłuższy przemyt. Jego zdaniem czasem się to udaje, ale generalnie filozofia nie wróży dobrze. Powinniśmy pracować nad tym, aby sukces Unii szedł w parze z sukcesem Polski, by była bezpieczna, stabilna, zjednoczona i skuteczna. Jeśli UE ma wyjść z sytuacji kryzysowej, ponieważ jest pogrążona w kryzysie gospodarczym i politycznym, musi skoncentrować się na efektywności.
W tej chwili w poszczególnych krajach przeważają postawy bardzo egoistyczne i zasada wzajemności: w jednym wspieracie nas, w innym wspieramy Was. Profesor oczywiście przekonuje, że wszystko odbywa się w gabinecie i nikt nie wie na jakich warunkach, więc jest to nieskuteczne. Efektywność Sojuszu można osiągnąć tylko poprzez inne zarządzanie. Dlatego jego zdaniem proces centralizacji jest nieunikniony, co widać po największym projekcie realizowanym obecnie w UE – unii bankowej. Inni uczestnicy debaty wspominali o tej wizji na wiele różnych i kontrowersyjnych sposobów, ale jest to temat sam w sobie.
Fala regulacji, czyli nie wypada być nieobecnym
Krótko mówiąc, obecnie w dużym stopniu polegamy na prawodawstwie UE, „otrzymujemy” około 75% prawa z UE, a sami tworzymy 25%.
Prawo unijne w dużej mierze determinuje funkcjonowanie naszych instytucji finansowych, naszej gospodarki i całego społeczeństwa – podkreślił inny panelista, dr Lech Kurkliński, ekspert w sektorze finansowym. Zajmuje się badaniem wpływu polskich eurodeputowanych na utrwalone prawo unijne poprzedniego Parlamentu Europejskiego. Krótko mówiąc: nasi eurodeputowani mają niewielką lub żadną reprezentację tam, gdzie tworzy się niewiele prawa lub nie ma go wcale, i wszędzie tam, gdzie prawo jest tworzone. W Komitecie Regulacji i Monetarnym, który ustala najważniejsze regulacje gospodarcze, mamy trzech członków: jednego polskiego 48 członków i 2 członków 46 przedstawicieli. Na drugim biegunie mamy aż 18 posłów do PE w dwóch wspólnych komisjach ds. bezpieczeństwa i ochrony. Nie tylko błędem jest być nieobecnym, ale obecni nie są zbyt aktywni.
Ale czy w niedawnej kampanii w Parlamencie Europejskim rozliczamy naszych eurodeputowanych z tego, czy wnoszą oni istotny wkład w uchwalanie prawa UE, które ma znaczenie dla przedsiębiorstw i obywateli? – zapytał dr Kurkliński. Jego zdaniem – nie. Ta kampania zrobiła coś zupełnie innego. A jeśli chodzi o działalność legislacyjną, to można ją dyskutować tylko z garstką europosłów, od posłanki Danuty Hübner i pos. Ryszard Czarnecki na czele.
Jeśli chodzi o wyzwania państwa, to zdaniem profesora jednym z nich powinno być stworzenie agencji odpowiedzialnej za wszystkie etapy procesu legislacyjnego – od oceny założeń projektów, ich realizacji i efektów, po ocenę jakości regulacyjnej.
Nie wierzę, że coś takiego można zrobić, na litość boską, nie instytucja, skomentował profesor. Łętowskiej. Jej zdaniem dobry analityk (lub grupa analityków) musi znać i być w stanie zebrać się razem, aby ocenić fragmentaryczne treści i zidentyfikować „słabe punkty”. Powstaje więc pytanie, czy możemy – iw jakiej formie – wpływać na zakres i jakość regulacji. Ostrzegam, żebyście tego nie robili i nie szukali magicznego rozwiązania – kolejnej zmiany, kolejnej nowej zasady – powiedział profesor. Łętowskiej. Przyznam się, że robi mi się wysypka jak czytam Sejm komplementuję się bo znowu minął nie wiem ile nowych przepisów.
Dyrektywa CED IV i przepisy CRR dotyczące wymogów kapitałowych są żywym przykładem przykrych skutków braku aktywnego prezentowania polskich interesów w pracach regulacyjnych UE (np. aktywnego udziału w często długotrwałych negocjacjach). Oba dokumenty wprowadzają do prawa UE standard przyjęty przez Bazylejski Komitet Nadzoru Bankowego, tzw. Bazylea III. Zmiany te związane są z politykami makroostrożnościowymi oraz kwestiami takimi jak dodatkowe wymogi kapitałowe dla kontrahentów przy zawieraniu transakcji rynkowych, bufory kapitałowe, dźwignia finansowa, transakcje na instrumentach pochodnych (tzw. instrumenty pochodne). Nowe przepisy, które weszły w życie w styczniu br., muszą zostać zaimplementowane do ustawodawstwa krajowego, a przepisy dotyczą bezpośrednio całej UE i są prawnie wiążące jako całość.
W oczach uczestników debaty PTE, podczas gdy za ostatni kryzys w dużej mierze odpowiadają duże instytucje finansowe, to właśnie sektor spółdzielczy został najbardziej dotknięty polityką makroostrożnościową w postaci dyrektyw i rozporządzeń. Zdaniem dr. Kurklińskiego to nie giganci finansowi, ale małe lokalne banki spółdzielcze muszą wprowadzić nowy model działania. Podczas dyskusji prof. Piotra Mateusza Kewicza.
Jeśli chodzi o przepisy mające wpływ na pokryzysowe rozwiązanie banków spółdzielczych, uważa, że Polska finansuje je na własne życzenie. W swoich dyrektywach UE umożliwia zróżnicowanie podmiotów.
Tak, ale większość niekorzystnych regulacji znajduje się w przepisach CRR i nie mamy na to żadnego wpływu – powiedział dr Kurkliński. Jednak jego dalsze wypowiedzi sugerują, że nie, ale – możemy.
W trakcie prac doradczo-nadzorczych niewiele robiliśmy, aby lobbować interesy polskiego sektora spółdzielczego. Okazuje się, że nawet eurodeputowani z innych krajów na spotkaniu z branżą bankową pytali swoich polskich kolegów: dlaczego nie mówisz, że masz taki problem?
Zdaniem prof. Mączyńskiej, to niebezpieczne, że nie wiemy, jak radzić sobie z bankowością spółdzielczą. Jej zdaniem, w zglobalizowanym świecie, w którym mamy do czynienia z syndromem „zbyt dużych, by upaść, lub blisko związanych z porażką, lub zbyt dużych, by usiąść”, banki spółdzielcze są odskocznią, środkiem bezpieczeństwa. Mogą nas zapewnić o tej niezbędnej dywersyfikacji. Ruch spółdzielczy odradza się na całym świecie, a Szwedzi nigdy nie zrezygnowali ze spółdzielni.
Podniesienie alarmu w związku z narastającą falą regulacji budzi interesujące zaniepokojenie jednego z dyskutantów – profesora. Krzysztofa Jasickiego. Zwrócił uwagę na fundamentalną systemową sprzeczność: z jednej strony regulacje stanowiły przeszkodę dla gospodarki, co widać z przedstawionych w debacie wskaźników, z drugiej jednak strony wiadomo, że wzrost regulacji jest w dużej mierze wypadkową kryzys. Szczególnie w sektorze finansowym trzeba to w jakiś sposób okiełznać. Istnieje ryzyko nadmiernej regulacji, która spowolni wzrost i utrudni dostęp do kapitału, ale brak regulacji tego wszystkiego może doprowadzić do kolejnego kryzysu.
W debacie pojawiły się również referaty panelistów i niektórych ekonomistów, m.in. prof. Jasiecki zgadza się, że powinniśmy przystąpić do unii bankowej, gotowi do wejścia do strefy euro, wspierając dążenie unii do efektywności i uwzględniając nieuchronny – jak pokazano powyżej – proces centralizacji. Podniósł jednak również pytanie, ile władzy będziemy mieć w tej nowej scentralizowanej koalicji. Uważa, że centralizacja na poziomie UE, niska asertywność i penetracja polskiego lobby gospodarczego i świata politycznego oraz niski stopień integracji różnych instytucji mogą prowadzić do marginalizacji. To jest temat „Nowej historii”.
Równość jest bardziej równa, czyli jak chronić słabych?
Wróćmy do głównego tematu, jakości prawa. Oprócz implementacji i regulacji, warunki prawa wyznaczają fundamentalne zasady równości wobec prawa i ochrony strony słabszej. Od Kodeksu Napoleona zasada równości ukształtowała się w prawie cywilnym, określając na różne sposoby rozsądne wyjątki dla strony słabszej.
Bez tej ochrony niemożliwe byłoby stworzenie stanu, w którym słabi stają się silniejsi i mogą poruszać się w górę – tłumaczył profesor. Stanisława Sotyńskiego. W przeciwieństwie do tego, począwszy od lat 80. pojawiła się nieoczekiwana tendencja do rozdzielania przywilejów i odpowiedzialności: zamiast chronić małych i średnich przedsiębiorców, pracowników, konserwatorów czy konsumentów, ustawodawcy nagle zaczęli przyznawać najzdolniejszym I wielkie przywileje. najpotężniejszych ludzi. Odstępstwa od zasady równości zaczęły dotyczyć (i dotyczyć) dużych podmiotów z sukcesami rynkowymi, głównie dużych instytucji finansowych – dużych banków i towarzystw ubezpieczeniowych oraz inwestorów zagranicznych. Profesor mówił o tym także w przemówieniu w siedzibie Polskiej Akademii Nauk (9.06.14) w organizacji „Państwo i Prawo”, gdzie podkreślił konieczność ochrony ww. władz przed bankructwem. Ze względu na ich ważną rolę systemową uważa się, że ich bankructwo może zaszkodzić całemu społeczeństwu. Nie mają więc do nich zastosowania te same prawa upadłościowe, mają pierwszeństwo w windykacji i nie muszą rejestrować umów dla niektórych firm finansowych. Ponadto w transakcjach między instytucjami finansowymi można stosować praktyki minimalizujące ryzyko, ale zwiększające ryzyko dla innych uczestników transakcji gospodarczych, co może powodować wstrząsy w gospodarce. Według majestatu prawa, banki mogą prowadzić interesy, gdy poker lub automaty do gier są niewinnymi grami. (Patrz www.lex.pl/czytaj/-/artykul/prof-soltysinski-prawo-rowne-dla-wszystkich-ale-sa-rowniejsi). Można to zrobić między innymi za pomocą tzw. instrumentów pochodnych, czyli instrumentów pochodnych i nettingu finansowego.
Rynki instrumentów pochodnych powstały w odpowiedzi na potrzeby uczestników rynków finansowych w zakresie zabezpieczenia ich ryzyka. Oprócz hedgingu istnieje również handel spekulacyjny, którego celem jest osiągnięcie zysku w zamian za podjęcie ryzyka. Ze względu na zjawisko dźwigni finansowej (lewarowania), stosowanie instrumentów pochodnych pozwala na realizację ogromnych zysków przy mniejszych środkach własnych w porównaniu z klasycznymi instrumentami finansowymi.
W latach 1994-2010 światowy obrót instrumentami pochodnymi wzrósł 40-krotnie, właśnie ze względu na ogromne przywileje tych instrumentów – mówi prof. PTE. I nie działały nawet pół wieku temu, byłyby uważane za kiepskie narzędzie hazardowe. (Przykładowo jednym instrumentem pochodnym – przypomnę – są opcje walutowe, dla których polska spółka zbankrutowała kilka lat temu).
Koncepcja kompensowania upadłości odnosi się do ryzyka upadłości kontrahenta i pozwala (drogą różnych zastrzeżeń) obniżyć koszt banku i podejmowane przez niego ryzyko. Bez zbędnych ceregieli powtórzę za profesorem. Na szczęście dla Sołtysińskiego umowa nettingowa (…) nadal działa w granicach minimum. Rzeczywiście, w większości krajów OECD umowy te są wyłączone spod ścisłych przepisów prawa upadłościowego, co w pierwszej kolejności narusza zasadę równości wierzycieli. Tam, gdzie wcześniej stosowano netting jako środek ochrony inwestycji (czyli rynków finansowych), niektórzy myśleli, że chodzi o bezpieczeństwo systemu, dziś – informują profesorowie – amerykańscy ekonomiści i prawnicy pokazują, że netting to rynki finansowe Jednym z głównych akceleratorów. kryzys.
Drugą kategorią potężnych podmiotów wyłączonych spod zasady równości wobec prawa są inwestorzy zagraniczni. Na świecie, nie tylko w Polsce, powszechne jest nadawanie im specjalnych uprawnień – ulg podatkowych, zwolnień i innych obciążeń, które oczywiście dyskryminują lokalnych i lokalnych przedsiębiorców.
Jak to się stało, pytał retorycznie profesor. Sołtysiński powiedział, że jak dotąd do Trybunału Konstytucyjnego nie wpłynęła żadna istotna skarga, ponieważ wbrew zasadzie równego traktowania podmiotów gospodarczych, inwestorzy zagraniczni na rynku, w tym nasi, korzystają z podwójnych przywilejów. Po pierwsze, może arbitraż, co zwykle jest bardzo przyjazne dla inwestorów, a nie państwo. A kiedy „Kowalski i spółka” latami musiały iść do polskich sądów, nawet jeśli miał uzasadnione podstawy do zażalenia, zagraniczny inwestor czekał nawet 6 miesięcy na wyrok, a często miał możliwość zawarcia ugody. prawo. Po drugie – w arbitrażu zakres ochrony prawnej i materialnej „cudzoziemców” jest znacznie wyższy niż w prawie krajowym jakiegokolwiek kraju UE.
Zdaniem profesora to, że jesteśmy traktowani nierówno, w dużej mierze wynika z tego, że nie robimy wszystkiego sami, ale mamy wiele narzędzi. Być traktowanym równo. Albo wierzymy, że nasza gospodarka odniesie duże korzyści, jeśli będziemy silnie chronić inwestorów zagranicznych.
Czyli w pewnym sensie byliśmy „równi i bardziej równi” jak chcieliśmy i – jak pokazali profesorowie – wyniki były marne. Przywileje jednego (inwestora zagranicznego) lub jednego sektora (banki, towarzystwa ubezpieczeniowe) dyskryminują inne podmioty czy branże, a poprawa bezpieczeństwa globalnego rynku nie może wprowadzać przywilejów feudalnych, narodowych czy sektorowych. Przywileje przyniosły odwrotny skutek, a nowe przywileje – instrumenty pochodne czy netting – stanowiły poważne zagrożenie nawet dla uprzywilejowanych w sektorze finansowym, podobnie jak… dla polskich feudałów pod koniec XVIII wieku.
Profesor przyznaje: Oczywiście bronię formalnej równości wobec prawa, bo o prawdziwej równości nie można marzyć. Ale – jak podkreśla – nawet ta formalna równość podmiotów gospodarczych wobec prawa jest niezwykle ważna dla przyzwoitej konkurencji i mobilności – utalentowani i pracowici ludzie mogą awansować.
Dotykamy tu poszczególnych aspektów zasady równości i przyjętego w debacie założenia – podobnie jak w przeszłości – że wyjątki dla słabszych partii powinny być uzasadnione. Paradoks naszych czasów polega na tym, że odnoszą się one do silniejszych bytów.
Profesor Łętowska podkreśla, że wokół tej kwestii jest wiele nieporozumień, na przykład, że prawo chce chronić słabych, bez względu na to, jak go zdefiniujemy, będzie go chronić w taki sposób, aby poprzez swoją władczą władzę zwiększać moc lub zmniejsza moc słabszego ryzyka i zwalnia z odpowiedzialności. Według profesora ochrona polega na ułatwieniu słabszym dostępu do prawa, czy to poprzez zapewnienie pomocy prawnej, czy poprzez informację, która umożliwia mu obronę taką, jaka jest.
Wcześniej w wywiadzie prof. Łętowska biła na alarm: wciąż nie mamy przepisów gwarantujących łatwiejszy i równy dostęp do pomocy prawnej. Ciągle zaostrzamy wymogi proceduralne, aby udać się do sądu, az drugiej strony nie zapewniamy ludziom pomocy prawnej. Znowu skłania się ku władzy. Bo mądrzejszy, wydajniejszy, bogatszy, silniejszy w taki czy inny sposób – da radę. Biedniejszy, słabszy, mniej doświadczony, gorzej zorganizowany – nie mógł sobie z tym poradzić. Zasada, którą się kierujemy to: jestem słaba, jestem słabsza, jestem biedna, jestem biedniejsza, jestem silna, prawo chroni moją siłę, a prawo wzmacnia moją siłę. W końcu to nie jest zadanie prawa. Jednocześnie tolerujemy to działanie prawa, które uważam za oburzające. (…) Oportunizm zwycięża, aw dziedzinie prawa zawsze oznacza, że prawo wzmocni silnych, a słabych pozostawi bez ochrony. (http://www.krytykapolityczna.pl; wywiad z C. Michalskim).
W imię prawdy historycznej warto wspomnieć o innym wątku, który pojawił się w tym „równościowym” segmencie debaty PTE. Profesor definiuje grzech w kategoriach jakości prawnej. Łętowskiej, słuszny mit, że ochrona prawnie słabych ma korzenie marksistowskie. Pojawiał się w radykalnie liberalnych kręgach, gazeta znajduje się także w książce profesora. Leszek Balcerowicz „Odkrywanie wolności”. Historycznie zasada ochrony słabszych przed Marksem istnieje w zachodniej tradycji prawnej, która ma inny wczesny rodowód. Autorzy książki otwarcie przyznają, że profesor miał rację. Czy „marksistowskie korzenie” umniejszyłyby i zaprzeczyły tej podstawowej zasadzie? Jeśli tak, twoja intencja przynosi efekt przeciwny do zamierzonego. Dobrym przykładem jest dyskusja w PTE.
W pogoni za królikami…
Jednak, jak widać z relacjonowanej dyskusji, największym grzechem przeciwko jakości prawa jest obecny system legislacyjny. To jak ściganie królika – tak się tego uczy. Mańczyńskiej. Rzeczywistość staje się coraz bardziej złożona, pojawiają się nowe zjawiska i instytucje, nowe dyrektywy i rozporządzenia UE, nowe produkty finansowe i nowe zagrożenia. No to prawnicy – jak mówiła – ciup, ciup, ciup robią nowe i szczegółowe przepisy, kongresmeni coś szyją z powodu tego, co mówią wyborcy, lobbyści z potężnych ministerstw i korporacji Czekaj, czekaj, staje się fuzja różnych przepisów, często niespójnych . Króliki nigdy nie nadążają, prawnicy nie nadążają, a ekonomiści nie nadążają. Ponieważ jako profesor. Łętowskiej, sędzia nie lubi procesu, sąd nie zamyka sprawy, ważna jest obsługa, efekt nie jest ważny. W rezultacie różne rodzaje działalności zostały ostatecznie zakończone. Zbawienie oznacza, że nie wiem, nie zostaję odkryty, nic nie mogę zrobić. Dotyczy to również prokuratorów w sprawach karnych, ale także sporów sądowych, które są tylko do pewnego stopnia niejasne. Opinia wyrażona przez profesora przy innej okazji potwierdza, że w Polsce obowiązuje niepisana zasada: in dubio contra activitatm – w razie wątpliwości nie działamy.
Może dlatego spadają notowania w sądownictwie. Według lipcowego badania CBOS 42 procent respondentów oceniło pracę sądów jako słabą, podczas gdy tylko 28 procent oceniło ją jako dobrą, 5 na 5. Proporcja jest mniejsza niż w marcu, prokuratura – o 39% gorzej, o 26% lepiej, o 7 punktów procentowych mniej. odsetki.
Może i oni podupadają, bo jako profesorowie. Jasiecki – Codziennie dowiadujemy się, że ludzie trafiają do więzienia za kradzież batoników, a jednocześnie dowiadujemy się, że Amber Gold od lat nie płaciła podatków, a urząd skarbowy nie jest zainteresowany.
Pewnie dlatego, że (…) w naszym kraju para gwiżdże i traci czas i energię na projektowanie kolejnych zmian prawnych, co prowadzi do ślepego zaułka dyskusji. Ponieważ musisz radzić sobie z prawdziwymi przyczynami niezgodności i niezgodności, a nie ciągłymi zmianami. (prof. Łętowska, Tygodnik „Przegląd” nr 27/2014). Prawo musi się zmieniać, bo zmienia się rzeczywistość, ale im częściej musi się zmieniać, tym bardziej musimy je niepotrzebnie uszczegóławiać. Przecież sami prawnicy nie wiedzą, jak interpretować to „szczegółowe prawo” – uważa szef PTE. Profesor Mączyńska przytacza również wyniki badań, z których wynika, że polscy przedsiębiorcy są najbardziej dotknięci wahaniami prawa. To nie tylko wysoko opodatkowani, konkurencyjni lub „wymagający” pracownicy.
Albo upadają, ponieważ nie można „zrozumieć” prawa, aby żyć jego literą i duchem. Na przykład mamy ustawę o VAT, która ma „tylko” 190 stron, ale zawiera 12 000 stron wyjaśnień. Strona. Starożytni zwykli mawiać, że prostytutki są najbardziej prostytutkami, a prawa są najbardziej – przypomnij profesorowi. Mańczyńskiej. Będzie gorzej, jeśli my naukowcy i badacze nie pokażemy absurdalności tej legalnej dżungli. Prawo jest dla ludzi, jest po to, by chronić słabych i musi być ukształtowane w sposób, który da się zastosować – powiedziała. Profesor pracuje w zespole nowelizacji prawa upadłościowego i naprawczego i – jak sama mówi – toczy się nieustanna wojna z prawnikami o krótsze, bardziej przejrzyste warunki. Nawet nie mówią, że nie możesz, po prostu trzymają się swojej wersji. Moim zdaniem ten niepodważalny upór to choroba łamiąca prawo w Polsce.
Niskiej jakości prawodawstwo i egzekwowanie jest jeszcze bardziej niebezpieczne, ponieważ – jak pokazała debata – jesteśmy zalewani kolejnymi falami unijnych przepisów. Jeśli chcemy i potrafimy, można to „oswoić” i wykorzystać lepiej niż dotychczas. Wydaje się słuszne zgodzić się z profesorem. Mączyńska na zakończenie „Czwartku z ekonomistą” powiedziała: „Warto patrzeć, jak poprawiło się prawo, choć na pewno nie jesteśmy w idealnym stanie i nie będzie łatwo go poprawić.
* Autor jest dziennikarzem ekonomicznym.