Prof. Leokadia Oręziak: „Nie” dla OFE

W OFE deponowana jest nie nadwyżka budżetu państwa, ale stale zadłużające się zadłużenie Polski. W jakim imieniu składamy podobne ofiary? – Zapytaj profesora. Leokadia Oręziak w rozmowie z Janem Gmurczykiem

Jan Gmurczyk: Zmiana demograficzna w Polsce polega na tym, że z biegiem lat jest coraz mniej osób pracujących i coraz więcej emerytów. Wielu obywateli obawia się, że w takim przypadku świadczenia wypłacane przez ZUS zostaną zagłodzone. Znana jest rada, że ​​młodzi Polacy powinni odkładać na emeryturę. Czy nie byłoby dobrym pomysłem wpłacanie części pensji do otwartych funduszy emerytalnych (prywatnych instytucji lokujących zgromadzony kapitał w akcje i obligacje), aby emerytura była przynajmniej w pewnym stopniu uniezależniona od zmian demograficznych i stanu instytucji ubezpieczeń społecznych?

Profesor Leokadia Oręziak: Wręcz przeciwnie. W portfelu OFE znajdują się instrumenty finansowe, których wartość zależy w dużej mierze od warunków ekonomicznych. Jeśli polski system gospodarczy będzie w przyszłości słaby, siła robocza będzie niewielka, wycena akcji będzie niska, a państwo będzie miało trudności ze spłatą obligacji.

Wniosek jest taki, że prywatne fundusze emerytalne są również silnie uzależnione od krajowej sytuacji fiskalnej i zmian demograficznych. Istnienie OFE nie tylko nie rozwiązuje problemu ludnościowego, ale stwarza dodatkowe zagrożenia.

Co?

Po pierwsze ogromny dług kraju. Składki emerytalne – obecnie zaliczane do dochodów 16 mln osób – powinny w pełni finansować bieżące emerytury. Tak się jednak nie stało, gdyż w 1999 roku powołano OFE i aż 40% tego zostało im przekazane. przyczynić się. Ten przepływ środków spadł o dwie trzecie w 2011 r., ale oczekuje się, że do 2017 r. będzie się ponownie zwiększał każdego roku.

W efekcie ZUS od ponad dekady zmaga się z silnym spadkiem składek. Aby go zlikwidować i móc wypłacać emerytury, państwo zaczęło pożyczać. Od 1999 roku do chwili obecnej łączne zadłużenie z tego tytułu wyniosło 300 miliardów złotych. Wartość środków zgromadzonych przez te fundusze to ok. 26-270 mld zł, czyli o kilka miliardów mniej.

Skąd bierze się ta różnica?

OFE pobiera opłaty natychmiast po przyjęciu darowizn. Naprawdę nic. Do 2004 r. odsetek ten wynosił aż 10%. W 2011 roku było to 7%, a obecnie 3,5%. Ponadto środki zgromadzone na rachunku OFE są podstawą naliczania prowizji za zarządzanie. Jeśli ktoś wejdzie na rynek pracy w wieku 18 lat i przejdzie na emeryturę w wieku 67 lat, takie prowizje będą naliczane co miesiąc przez pół wieku. Taka sytuacja jest niezwykle atrakcyjna dla każdej prywatnej firmy. Zwłaszcza, gdy zyski można osiągnąć bez wysiłku.

Fundusze pobierają opłaty i prowizje, ale czy nie przynoszą też emerytom zysków, inwestując zgromadzone przez siebie pieniądze?

Przychody OFE pochodzą głównie z oprocentowania obligacji rządowych. Przez długi czas stanowiły dwie trzecie całego portfela. Patrząc wstecz na ostatnie kilka lat, do 1999 r., okazało się, że oprocentowanie polskich obligacji było wysokie. Zyski OFE związane są głównie z naliczanymi w Polsce odsetkami.

Tu jednak można by zapytać, czy warto utrzymywać system, w którym im więcej OFE zarabia dla polskich emerytów, tym wyższe oprocentowanie naszych obligacji? Ze względu na uzależnienie od rynków finansowych im wyższe oprocentowanie obligacji skarbowych, tym gorsza sytuacja budżetu. W rzeczywistości mechanizm ten wynagradzał zagraniczne zainteresowanie polskimi problemami finansowymi. Jak uzasadnić takie rozwiązanie?

Nie ma też sensu, że dziś państwo przekazuje część zebranych emerytur do funduszy prywatnych, więc nie ma emerytury do wypłacenia. Emituje więc obligacje, które następnie kupuje OFE. Innymi słowy, państwo zwróciło pieniądze do tych funduszy i szybko pożyczyło od nich odsetki. Jednocześnie OFE potrąca opłaty i prowizje od zebranych darowizn, a państwo musi ponosić dodatkowe koszty związane z odsetkami od obligacji.

Wielu ekspertów wskazuje, że obciążeniem są także zapisy emerytalne na kontach ZUS. Państwo obiecuje swoim obywatelom, że zwróci pobrane od nich składki w postaci emerytur. Różnica polega na tym, że zobowiązania ZUS nie są pokazywane w statystykach długu państwowego, a wartości obligacji w portfelu OFE pokazują wielkość zobowiązań emerytów i rencistów.

Ale zobowiązania państwa w OFE są znacznie gorsze niż w ZUS. Obecność funduszy oznaczała konieczność emisji obligacji, co zwiększało zadłużenie kraju i wpływało na jego zdolność kredytową. W ten sposób odciągamy zobowiązania państwa od przyszłości, budząc obawy, że Polska płaci odsetki i prowizje od swoich zobowiązań wobec emerytów i rencistów.

Czy można znaleźć argumenty, aby OFE dalej działały w Polsce?

Nie, bo istnienie OFE jest dobre tylko dla instytucji finansowych. 16 mln Polaków przymusowo dzieli się z nimi swoimi dochodami. Oczywiście te fundusze nie zbierają tych pieniędzy całkowicie dla siebie, ale mogą swobodnie korzystać i finansować wybrane przez siebie podmioty. Muszą tylko uważać, aby nie przekroczyć limitów inwestowania w akcje i inne aktywa.

Jednocześnie państwo polskie jest już dziś bardzo zależne od instytucji finansowych. W tej chwili wciąż pracujemy nad ustaleniem dla nich reguł gry, ale w pewnym momencie, gdy OFE będą miały w portfelach więcej miliardów, czy zaczną dyktować nasze warunki?

A może można w jakiś sposób zreformować OFE, żeby działały lepiej i nie trzeba było ich likwidować?

nie jest możliwe. Po pierwsze, nie możemy utrzymywać OFE, ten argument powinien zamknąć pytanie. Warto jednak wspomnieć o dwóch często proponowanych propozycjach reform systemowych.

Pierwszym z nich jest uzależnienie prowizji towarzystwa emerytalnego od zysków przyszłych emerytów. To zły pomysł. Zasadą rynków finansowych jest to, że tylko wyższe ryzyko straty prowadzi do większej szansy na zysk. W pogoni za wyższymi zarobkami firmy zaczną kupować coraz bardziej ryzykowne pojazdy. Jeśli mogą tymczasowo osiągnąć wyższe zyski, pobierają wyższe prowizje. Ale co z odwrotną sytuacją? Wartość aktywów posiadanych przez OFE może spaść do zera, ale nie ma sensu rekompensować naliczonych prowizji.

Drugim pomysłem jest stworzenie tzw. „subfunduszy bezpieczeństwa”. Chodzi o to, aby zainwestować więcej w „bezpieczne papiery wartościowe”. Ale bądźmy szczerzy, żaden papier na rynkach finansowych, w tym skarby, nie jest bezpieczny. Tak, niektóre instrumenty są mniej ryzykowne niż inne, ale nawet wysoko oceniane obligacje rządowe – jak w przypadku Grecji – mogą stać się obligacjami śmieciowymi.

Wyobraź sobie, że likwidujemy OFE. Co dalej z systemem emerytalnym?

Likwidacja OFE za jednym zamachem nie jest łatwa. Bezpiecznym rozwiązaniem sprawdzonym na Węgrzech jest legalne ogłoszenie przez rząd moratorium na przekazywanie składek emerytalnych do OFE. Członkowie OFE mają wtedy czas (np. miesiąc lub dwa) na podjęcie decyzji o dalszym członkostwie. Jeśli zdecydujesz się to zrobić, zadeklaruj, że znasz koszty i ryzyko związane z inwestowaniem oszczędności emerytalnych na giełdzie. Takie oświadczenie powinno oznaczać rezygnację z państwowych gwarancji emerytalnych. Jeśli ktokolwiek wierzy w rynki finansowe, niech gra w karty na swój rachunek i nie oczekuj, że podatnicy spasują, aby pokryć straty, gdy upadną.

Jeśli nie złożysz w terminie podobnego oświadczenia, automatycznie trafią do ZUS wraz ze swoim majątkiem. Na Węgrzech w OFE pozostaje niecałe 2%. członek. Reszta trafia do systemu państwowego i w zasadzie ma prawo do pełnej emerytury, jakby nigdy nie było OFE.

A co z pieniędzmi zgromadzonymi w OFE?

Poszli do funduszu państwowego. Obligacje są anulowane, a dług publiczny automatycznie redukowany. Gotówka służy do opłacania bieżących składek emerytalnych. Jeśli chodzi o zapasy, nie muszą od razu się wyprzedać. W przypadku Polski można nawet zastrzec, że ich sprzedaż nastąpi w odpowiednim czasie w ciągu pięciu lub dziesięciu lat. Jednocześnie ich dywidendy będą wspierać bieżące wypłaty emerytur.

Wielu Polaków uważa, że ​​wkładem do OFE są ich prywatne oszczędności i państwo nie powinno w nie ingerować.

To mit, w który wierzą miliony obywateli. Składki emerytalne to pieniądze zbierane podobnie jak podatki – na podstawie mandatu państwa. Jeśli coś jest pobierane w formie podatku, powinno być przeznaczone na cele publiczne.

Jeśli ktoś chce grać w gry na giełdzie prywatnymi pieniędzmi, to jest inaczej – to jego sprawa. Ale składki emerytalne są środkami publicznymi i powinny finansować bieżące emerytury. ZUS zawsze można w jakiś sposób poprawić, ale obowiązki wobec emerytów istnieją i muszą być spełnione. Przecież nie każemy im płacić, bo składki emerytalne idą na giełdę, a w kasach publicznych są luki.

W obliczu zmian demograficznych nie możemy otworzyć rąk i powiedzieć, że każdy obywatel powinien zacząć jak najwięcej się ratować i walczyć o siebie, bo państwo niczego nie zapewni. Taka filozofia nie pomoże. Zamiast marnować ogromne środki publiczne na utrzymanie OFE, zacznij inwestować w naszym kraju – tak, aby za 20 czy 30 lat Polska dawała utrzymanie starszemu pokoleniu. Istnieje potrzeba tworzenia zachęt do narodzin większej liczby dzieci oraz inwestowania w postęp technologiczny i infrastrukturę.

Ale czy OFE nie przyczyniły się do rozwoju polskiej gospodarki? Na przykład podobno zebrane przez nich fundusze w dużym stopniu przyczyniły się do rozwoju Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, na której notowane są akcje spółek, które dają pracę wielu Polakom. Czy likwidacja OFE negatywnie wpłynie na GPW?

Pamiętajmy, że to nie nadwyżka budżetu państwa jest inwestowana w OFE, ale dług, który Polska stale generuje. Jaką pociechą jest takie poświęcenie, że pożyczone przez nas środki lokujemy na giełdzie? W końcu czasami ceny akcji gwałtownie spadają, na przykład o ponad 50% w 2008 roku.

Na Węgrzech nie doszło do krachu giełdowego po likwidacji otwartych funduszy emerytalnych. W przypadku Polski z kolei rynek finansowy uważa, że ​​ponosimy ogromne opłaty w postaci tych środków, więc istnieje większa potrzeba pożyczania. To nas dotyka i stanowi zagrożenie dla giełdy. Jeśli kraj jest mocno zadłużony, natychmiast odbija się na giełdzie.

Oczywiście, dopóki uda nam się znaleźć kupca na nasze obligacje, możemy pożyczyć. Ale nastroje na rynkach finansowych są bardzo zmienne. Dodatkowo mamy limity zadłużenia w Konstytucji i ustawie o finansach publicznych. Jeśli je przekroczymy, nie będzie pieniędzy na szpitale, drogi, szkoły i inne obiekty użyteczności publicznej. W jakim imieniu składamy podobne ofiary? Zainwestować we własne obligacje skarbowe? Niech zagraniczne firmy zarabiają? Zachęcam do zastanowienia się, jaki system utrzymujemy w Polsce.

* Leokadia Oręziak – ekonomista, profesor zwyczajny finansów międzynarodowych w Szkole Głównej Handlowej i Warszawskim Uniwersytecie Żarskiego

Akademia Obywatelska